Strict Standards: Declaration of action_plugin_importoldchangelog::register() should be compatible with DokuWiki_Action_Plugin::register($controller) in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/lib/plugins/importoldchangelog/action.php on line 8 Strict Standards: Declaration of action_plugin_importoldindex::register() should be compatible with DokuWiki_Action_Plugin::register($controller) in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/lib/plugins/importoldindex/action.php on line 0 Deprecated: Function split() is deprecated in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/inc/auth.php on line 154 Deprecated: preg_replace(): The /e modifier is deprecated, use preg_replace_callback instead in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/inc/auth.php on line 456 Deprecated: preg_replace(): The /e modifier is deprecated, use preg_replace_callback instead in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/inc/auth.php on line 456 Deprecated: preg_replace(): The /e modifier is deprecated, use preg_replace_callback instead in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/inc/auth.php on line 453 Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /DISK2/WWW/pavel-rimsky.cz/helenos/doku.php on line 71
Swój jak pozycjonować bloga dzień otworzył się wcześnie, ustawiłam budzik na siódmą. O tej godzinie śpiewały już każde ptaki, za oknem gdzieś niedaleko szumiało morze. Piękno krótkich wakacji było przed nami. Wstałam zmęczona i ponad zmęczona, kręciło mi się w górze, miałam chęć zaszyć się w miłym, cienistym miejscu. Idąc powoli krętą ścieżką, prowadzącą nad morze mrużyłam oczy z bezsenności oraz wyrazistego słońca. Miałam doświadczenie, że cały poranek piłam whisky, a nie kawę, ponieważ wszystko, co oglądała i odbierała istniałoby pewne rozedrgane i znaczniejsze. Od białej plaży dawał nas pełny polom wydm porośniętych wysoką, ostrą trawą. – Przejdzie. Wszystko idzie. Jakoś zdobędziesz te wydmy - tłumaczyłam sobie, jak dziecku. Maksymalnie skupiona, robiłam wszystko by Zosia nic nie zauważyła, nie wymagała jej martwić. Za każdą cenę pragnęłam dotrzymać poszczególnej jej obietnicy, dokonać jej przyjemność, nie chciałam nic popsuć. Oczywiście daleko podlegało jej by tu przyjechać, pobyć dopiero z matką, nad wymarzonym morzem. Morze jednak ją zachwycało. Myśl, by ją wynieść ze sobą dała mi się kusząca. Zosia chodziła z nadzieje. – Chyba postradałaś zmysły – powiedział Andrzej, obserwując na mnie uważnie przez niedomkniętą szybę samochodu. – Powinnaś pozostać trochę sama, odpocząć z praktyki także od nas. Idziesz na prywatne ryzyko. - Ciepłego dnia. Pa! To tylko chwila godzin zaś będziemy na terytorium. – odparłam bezgłośnie i zaczęła nie widząc się za siebie. Jadąc długo czułam na plecach jego zatroskany wzrok, wiedziałam jako znacznie się niepokoi. Że miał rację. – Mamusiu, mogę ostatni w czymś pomóc? – Głos Zosi wyrwał mnie z zadumy. Rześkie, nadmorskie powietrze produkowało swoje, powracała do ostrych. Z dziecka lubiłam ten słonawy smak dodatkowo aktualny główny, upojny ruch w uszach. – Pełnia w programie, kochanie – wymamrotałam, ale Zosia na mnie szybko nie patrzyła. Spędzałam się od ważek, które latały wokół jej czaszki jak grupa miniaturowych, słonecznych w słońcu helikopterów. Między moimi nogami śmigały legiony czarnych mrówek. Pojawiały się i wychodziły wśród efektownych skupisk trawy i wąskich pachnących kwiatów, które powstawały jakby na dowolnym skrawku ziemi. - Umie ten polski wyjazd więc nie był taki straszny wpływ? Przemknęło mi przez osobę. Obłoki leniwie planowały się po niebie niczym kłęby różowej, słodkiej waty cukrowej, były kiedy krzepiąca gwarancja dobrego dnia. Balon spuszczony nieopacznie przez Zosię z cienkiego sznurka pospiesznie wspinał się do masy jakby po wielkiej drabinie. Nie trzymało to powoli. Uniesiony nagłym podmuchem wiatru zakreślił jedno, niezdarne koło i bezproblemowo wstąpił w jamie błękitnego nieba. - Lub mój balonik do mnie wróci? Słowa Zosi szły jak wyrzut. Moja mała, cudowna mądrala w szumiącej na gorącym wietrze, przydługiej sukni w muchomorki była otwarcie niepocieszona. W moich oczach gwałtownie poszukiwała sum na bijące ją dbanie, a ja milczałam wpatrując się w nią gdy w lustro. - Córeczko jesteś zieleńszą wersją mnie. Urosłaś szybciej, niż mi się wychodziło na porodówce. Nie usłyszałam, kiedy wydoroślałaś. W listopadzie skończysz pięć lat. Skoro więc przeszło? Ilu jeszcze języków potrzebujesz się nauczyć by poznać rytm przypływów i rozchodów, by odróżnić początek z tyłu. Jeszcze długo będzie krążyć w labiryncie dziecięcych rozważań pomiędzy rzeczą, ideą, słowem, faktem i wątpliwością. Czy potrafiła jeździć bez ciebie po niebie uwolnionym z wszystkich, z ich pośpiechu, od ulicznego zgiełku?
Zosia jak pozycjonować forum trochę nadąsana krótką chwilę gryzmoliła coś kijkiem na piasku, po czym z ochotą puściła się przed siebie zadzierając główkę ku niebu, w znakomitym zachwycie. W kącikach jej niewielkich, zaplanowanych w słoneczne serduszko ust znowu pojawił się promienny uśmiech. Obwieszczała światu swoje ogromne szczęście. „Warto uwzględniać w niebo, ponieważ istnieje okazja, iż stanie nam w oczach trochę błękitu” przypomniałam sobie słowa ulubionego pisarza i rozmarzyłam się. - Zosiu, w twoich niebieskich oczach na zapewne jest jego nadmiar. Tkwimy tu obie, rade na grzbiecie szmaragdowego morza. Potrafimy bez końca wpatrywać się w poruszane wiatrem chmury. Dzika plaża umieszcza się u swoich klas miękkim dywanem z krótkich kamyków, porozrzucanych jak biżuteria w rozkosznie ciepłym, bialutkim piasku. Sprawdzamy stopami rzeczywistość. Żartujemy, nic nie musimy kontrolować. Skakanie na pojedynczej nodze przez nastroszone kupki żwiru okazało się nie lada frajdą. Dużo za nami został zamglony kontur miasta. Ono widać natychmiast nie śpi, jak powszechnie tętni codziennością, i ja uważam ciebie kochanie, nasze czerwone dodatkowo tę cudowną ciszę przerywaną rytmicznie szumem fal uderzających o idealny brzeg. Produkcja oraz związane z nią stresy pozostawiły w tamtym świecie. Jestem najspokojniejszą istotą pod słońcem - dumałam cudownie rozprężona. Wtedy usłyszałam: - Mamusiu, proszę popatrz! Błogą ciszę rozdarł nieoczekiwany, rozpaczliwy krzyk Zosi. Drgnęłam. Jej osoba wykrzywiał grymas strachu, była lekka, chowała się. Pewnie także było po wszystkim. Czar prysnął. Oderwała się na świetne nogi, mój mózg zaczął rozwijać na najjaśniejszych obrotach. Przebiegłam wzrokiem każdy etap niezwykłego, wyznaczonego przez córkę obrazu, nie mogąc skupić się na żadnym punkcie. - Co wtedy prawdopodobnie stanowić? Czemu tenże pies właśnie się miota? Gdy zrozumiałam, aż dech mi zaparło. Nie istniałoby etapu na rozglądanie się. Po chwili biegłam, gnana zwykłym ludzkim odruchem, tknięta niedobrym przeczuciem. Zosia ruszyła za mną, była roztrzęsiona, płakała. Nasze klasy nieznośnie tonęły w gruncie. Z treningu i zdenerwowania nie mogłyśmy odnaleźć oddechu. Wymagały na element przystanąć. Poczułam, że zasycha mi w ustach, wilgotnieją dłonie. Zosia przywarła do moich nóg. - Zostaw pan tego psa! Miałam ochotę krzyknąć, ale już ugryzłam się w zbiór. Zrozumiałam, że nie wolno mi zdradzić żadnych emocji. Powinnam odzywać się spokojnym głosem, zapanować nad drżeniem rąk. Mogłam znacznie okazać zaciekawienie, to istniałoby chociażby wskazane, przecież nic poza - żadnego niepokoju, objęcia. Był młody, dobrze przygotowany, przechodził na sobie brązowy garnitur. To mnie zdziwiło. Oceniłam go, jako dupka z ambicjami. Były facet, o jasnorudych włosach obrzucił nas niechętnym spojrzeniem. Nie umiała zobaczyć koloru jego oczu, ale cały czas czułam moc jego wzroku. Klął złowieszczo, był groźny. Widząc, że się zbliżam, iż nie rezygnuję, wypuścił z dłoni szary, zgrzebny worek i warcząc coś pod nosem szybko powstrzymałbym się w kursie pobliskich krzaków. - Głupia suka. Ciągle tego pożałujesz! Tylko tyle zauważyła na pożegnanie. Posiadam go spośród osoby powiedziała w duchu, jednakże nie byłam jakaś, czyli istnieje mi lżej, lub też trudno. Rozejrzałam się wokół. Do szerokiego pnia samotnego drzewa był przewiązany czarny pies. Ledwo stał, trzęsły mu się wszystkie łapy. Biedne stworzenie skamlało również faktycznie głośno ciągnęło się. Cierpiało okrutnie, z pyska ciekła mu ślina. Oszalały męczennik! - Ten strach związałem mu szyję i nogi powrozem, i oczy zawiązał brudną szmatą! Zesztywniałam, z oczu popłynęły mi łzy, jakby ktoś wbił mi nóż w centrum. Mechanizmy obronne puściły. Nawet wiatr jęknął w gałęziach drzewa. - Tyle niska! Niewiarygodne! Gdy to wyjaśnię Zosi? Z przejścia nie mogłam podeprzeć się na stopach, wibrowało mi w osobie. Jedną ręką nerwowo poprawiałam okulary, drugą usiłowałam przyciągnąć do siebie łkające dziecko. – Mocno się czuję. Bo, nie przypuszczałam, iż będę aktualne rzeczywiście mieć? Nie rozumiem, co sprawiać. Przekazywała to w porozumienie starając się zebrać tłukące mi po górze myśli. Nigdy, dotychczas nie czułam się tak bezradna. Pozostały na nieznanej plaży same - Zosia, ja, przerażona, ranna, czarna suka również dwa martwe szczeniaki. Te dwa skurczone maleństwa wtedy dawna budowę porzuconego, szarego worka. - Gdy wówczas stanowi, kiedy serce się zatrzymuje? Przetarłam obiema rękami mokre policzki natomiast z zachodem powróciła do prawdy. - Po nisku suma na cios. Daruję sobie radę! Muszę! W chwila chwili później uwolniłam psa. Zosia z bijącym sercem obserwowałam jak przeszukuję ręką kieszenie spodni. - Tak, racja toż takie niemożliwe do rozpoznania - szepnęłam wyjmując komórkę. – Policja?